Chrysler jest skazany na upadek, a General Motors i Ford stoją na krawędzi bankructwa – brak płynności finansowej, który o mało nie wykończył amerykańskich i europejskich banków, przeniósł się na koncerny samochodowe. Tym razem kłopotem nie jest jednak kryzys zaufania, tylko brak klientów. Amerykanie zaciskają pasa, kredyty samochodowe są trudniej dostępne, a sprzedaż aut spadła w rezultacie do poziomu niewidzianego w USA od początku lat 80. Producenci, którzy nawet bez recesji mieli zadyszkę, są o krok od zawału.
Kryzys motoryzacyjny błyskawicznie przeskoczył też do Europy. Pierwszą ofiarą jest Opel – General Motors ma potężne długi u spółki-córki, więc ewentualne bankructwo w USA pociągnie za sobą zamykanie fabryk i masowe zwolnienia w Niemczech. Opel poprosił już o gwarancje rządowe, by móc kontynuować działalność, Angela Merkel pracuje też nad pakietem ratunkowym dla niemieckich firm samochodowych.
Pomoc rządowa dla Trójki z Detroit była głównym tematem pierwszej wizyty Baracka Obamy w Białym Domu. Ale George Bush nie dał się nakłonić do działania, woli zostawić tę ryzykowną decyzję swojemu następcy. Jasnej większości dla planu ratunkowego nie ma też w Kongresie – ekonomiści ostrzegają, że ewentualna interwencja będzie niezwykle kosztowna i odroczy tylko nieuchronne przeniesienie całości przemysłu samochodowego do Azji.