Miało być „nowe Bretton Woods”, wyszło ostatnie zdjęcie klasowe z George’em Bushem. Wbrew szumnym zapowiedziom członkowie G20 nie wymyślili w jeden dzień nowego systemu finansowego, nie podnieśli nawet rezerw Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Uzgodnili, że rozpoczną dialog o lepszym nadzorze nad rynkami kapitałowymi, reformie MFW i ostrzejszej regulacji ryzykownych instrumentów finansowych. Ale dyskusję o konkretach przekazali ekspertom, a decyzje odsunęli w przyszłość.
Znacznie ciekawsze i bardziej pouczające było wystąpienie Baracka Obamy, opublikowane tego samego dnia na stronie www.change.gov. W pierwszym z cotygodniowych przesłań prezydenckich następca George’a Busha przedstawił zarys swojego planu reanimacji amerykańskiej gospodarki.
Jego podstawa to podwójny New Deal. Pierwszy, wzorowany na programie inwestycji publicznych Franklina Delano Roosevelta, ma zaprząc 2 mln Amerykanów do modernizacji autostrad, mostów i szkół. Druga część to plan stworzenia tzw. zielonej gospodarki, która pod pretekstem zmniejszenia zależności Stanów Zjednoczonych od ropy miałaby rozwinąć w USA odnawialne źródła energii i dać pracę 5 mln ludzi.
Jak widać, Obama nie planuje fundamentalnej przebudowy kapitalizmu. Zamierza tylko stworzyć kapitałowi nowy obszar ekspansji, by mógł on na nowo puścić w ruch machinę zatrudnienia, inwestycji i popytu wewnętrznego. Zielona ekonomia ma posłużyć za nowy zapłon amerykańskiej gospodarki – jak autostrady w czasach Eisenhowera i Internet za Clintona. Przyszły prezydent chce wyłożyć na ten cel 150 mld dol.
Pytanie, jak Obama zadba o to, by zielona ekonomia nie zamieniała się w zieloną bańkę spekulacyjną. Tu będzie potrzebna inteligentna regulacja rynków, o którą apelowali niemrawo uczestnicy spotkania w Waszyngtonie.