Archiwum Polityki

Skąd ten Le Pen

Wynik pierwszej tury wyborów prezydenckich we Francji jest wielkim i smutnym zaskoczeniem. Oczywiście, nie ma co nadmiernie tragizować. W drugiej turze wygra Jacques Chirac z luksusową przewagą. Skrajna prawica na dłuższą metę niewiele zyska na efemerycznym sukcesie. Ale niemniej tyle, że głosowanie na nią przestanie być teraz rzeczą wstydliwą, co niejednego dotąd powstrzymywało. Skoro optuje za Le Penem blisko dwadzieścia procent społeczeństwa, społeczno-moralny dyskomfort zanika. Tabu upada. Jest więc całkiem prawdopodobne, że po najbliższych wyborach parlamentarnych pojawi się w Zgromadzeniu Narodowym paru zwolenników Jean-Marie. Prasa prawicowa podniesie na pewno głos i pozwoli sobie na dalej niż dzisiaj idącą demagogię, jeszcze skrajniejsze tezy. Na tym jednak koniec. Rudymenta wewnętrznej i zagranicznej polityki Francji w niczym się nie

zmienią. W gruncie rzeczy pozostanie tylko przejściowy kac podobny do tego, jaki odczuwaliśmy w Rzeczypospolitej po wyeliminowaniu Mazowieckiego przez Tymińskiego. Oczywiście Le Pen jest postacią znacznie od Tymińskiego poważniejszą, a przez to i bardziej niebezpieczną, inne są też uwarunkowania jego powodzenia. Tym niemniej skutki będą podobne. Wiadomo też, że żaden kac nie przetrzyma błogosławionego oddziaływania francuskiego wina. Byłby więc sukces Jean-Marie Le Pena tylko anegdotą lub towarzyskim nietaktem? – Tak nie jest, sprawa musi być potraktowana poważnie. Nie w tym jednak, co chwilowo politycznie stanowi, ale w tym, o czym świadczy.

Jestem otóż przekonany, że nie ma mowy o żadnym dryfowaniu społeczeństwa francuskiego na prawo. Zaprzecza temu zresztą łączna liczba głosów zebranych przez kandydatów skrajnej lewicy, z przedpotopowymi trockistami na czele. Więc może się Republika radykalizuje? – I w to zupełnie nie wierzę.

Polityka 18.2002 (2348) z dnia 04.05.2002; Stomma; s. 106
Reklama