Ja też czasem przytulam koleżanki”, „musicie sobie radzić same”, „Inspektorat Pracy nie jest od naprawiania świata” – to uwagi, które usłyszały działaczki Feminoteki, które w ramach monitoringu dzwoniły do Państwowej Inspekcji Pracy, podając się za ofiary molestowania seksualnego.
PIP jest pierwszą instancją, która powinna w takich sytuacjach interweniować: pomóc zdefiniować problem, przeprowadzić inspekcję, wesprzeć w wystąpieniu na drogę prawną. Na 60 oddziałów w Polsce działaczkom udało się dodzwonić tylko do 16, mimo wielokrotnych prób. W oddziałach, z którymi udało się skontaktować, urzędnicy nie znali prawa, nie orientowali się w kodeksie pracy, mylili molestowanie z mobbingiem.
W Opolu pracownik tłumaczył, że seksistowskie uwagi na temat biustu albo wymaganie chodzenia w mini to komplementy. Według urzędnika ze Szczecina propozycja seksu na wyjeździe służbowym „to kwestia interpretacji”. Generalnie w niemal wszystkich oddziałach dzwoniące działaczki Feminoteki odwodzono od podejmowania jakichkolwiek kroków poza ewentualnym złożeniem wymówienia. Jedynie w Katowicach spotkały się ze zrozumieniem i próbą pomocy.
Przepisy dotyczące molestowania seksualnego są w Polsce nowoczesne i dostosowane do norm europejskich. Nie są do nich niestety dostosowani urzędnicy.