Pośród peerelowskich redaktorów naczelnych wyróżniał się nie tylko dziennikarskimi talentami, ale również wyglądem (znakomity profil, co widać na starych zdjęciach) i stylem bycia. Dbał nie tylko o modne fryzury (co dało asumpt Leopoldowi Tyrmandowi do złośliwego pamfletu), ale i formę fizyczną. Kiedy tylko pozwalał na to czas, codziennie bywał na basenie. Podobno marzeniem wielu snobów było znaleźć się o tej samej porannej porze na pływalni. „Pływałem wczoraj z Mietkiem” – mogli się potem pochwalić.
Sam Rakowski też był snobem, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Jak by powiedział socjolog, syn wielkopolskiego chłopa awansował także poprzez kulturę. Imponowało mu przebywanie wśród ludzi sztuki, więc nie ma w tym przypadku, że jego pierwsza żona była skrzypaczką, druga zaś (i ostatnia) aktorką. Widywany był na premierach teatralnych, także wówczas, kiedy został prominentnym politykiem. Kiedy w 1988 r. wybrał się do warszawskiego Teatru Powszechnego na sztukę Vaclava Havla, zakazanego wówczas jeszcze w Czechosłowacji, zostało to odebrane jako demonstracja polityczna.
Jedną z miar wielkości człowieka, miar jego dorobku jest umiejętność przekraczania samego siebie, wychodzenia poza granice, normy i zwyczaje, które są powszechne, obowiązujące i które często trzymają umysły w żelaznych okowach. W biografii MFR takich przekroczeń było mnóstwo. Jego wielka przygoda z „Polityką” była ciągłą podróżą poza zastane granice, te konkretne i te metaforyczne. Redaktorem naczelnym „Polityki” został w 1958 r. w wieku 32 lat. Wcześniej był oficerem politycznym i aparatczykiem partyjnym, i to w latach najgorszych z możliwych, czyli stalinowskich. Skąd ten młody człowiek, wtopiony w system władzy, brał siły, mądrość i wolę, żeby z pisemka założonego przez KC PZPR w celu przytłumienia rewolucji Października ’56 uczynić jeden z największych fenomenów polskiego czasopiśmiennictwa?