W Polsce i 9 innych krajach przystępujących do UE trwają egzaminy na stałych urzędników w Brukseli. Kandydaci na tłumaczy i pracownicy sekretariatów mają je już za sobą, a 11 i 12 grudnia do konkursu staną chętni na wyższe stanowiska administracyjne. Na eurokratów z nowych państw czeka do 2010 r. około 3,4 tys. posad, z czego 1341 dla Polaków.
Jednak już teraz pojawiają się kłopoty. Pierwsze to pogłoski, że urzędnicy unijni z przystępujących państw muszą powściągnąć swoje dyrektorskie ambicje, ponieważ w pierwszym okresie po poszerzeniu Bruksela chce utworzyć dla nich tylko 30 dyrektorskich posad. Polska może liczyć zaledwie na 3 takie stanowiska. Teoretycznie tak jak dotychczas powinny obowiązywać proporcje wynikające z wielkości krajów. Tymczasem np. Niemcy mają 29 dyrektorów, Francuzi 40, a Polska ze swoim przydziałem plasuje się obok Luksemburga, który ma w Komisji Europejskiej 2 dyrektorów.
Kolejną falę oburzenia wywołały zmiany płac, które proponuje Komisja Europejska. Od 1 maja 2004 r. urzędnicy z kategorii A8 (czyli właśnie tłumacze, sekretarki i pracownicy administracyjni, którzy teraz zdają egzaminy) będą zarabiać ok. 3,5 tys. euro. Dotychczasowi eurokraci z tą kategorią w ramach „nowej struktury kariery zawodowej” będą zakwalifikowani do innej kategorii z pensją około 4,5 tys. euro. Zatem Brytyjczycy, Francuzi czy Niemcy będą otrzymywali wynagrodzenie o blisko 30 proc. wyższe od kolegów z Polski, Czech czy Węgier.