Archiwum Polityki

Czy Śląsk przetrwa do 2010 r.?

Rozmowa z Henrykiem Wańkiem, malarzem, autorem książki „Finis Silesiae”

Henryk Baster: – Czy coś jeszcze zostało z dawnego Śląska?

Henryk Waniek: – Czasem mam wątpliwości. Na pewno została jeszcze nazwa geograficzna i te budowle, które są szyfrem przeszłości nieznanej w Polsce. Mówimy Górny Śląsk, ale przecież i tu w ostatnim półwieczu dokonało się gruntowne przemeblowanie społeczne. Resztki Śląska skuliły się w familokach i od czasu do czasu odzywają się, powiedzmy, 170 tys. głosów za narodowością śląską w spisie powszechnym. Rzadko słyszy się w Katowicach czy Gliwicach, by ktoś powiedział głośno – jestem Ślązakiem. Ludzie mówią, że urodzili się w Bydgoszczy lub Przasnyszu. A jeśli już nawet w Bytomiu, to szybko dodają, że matka była ze Lwowa.

Nie wiem, skąd u Polaków takie zawstydzenie Śląskiem. Zupełnie odwrotnie niż u Niemców. Bo oni zawsze bliżej odczuwali swój Heimat niż Polacy – mieszkańcy ojczyzny wędrującej. Znam wielu Niemców-Ślązaków kochających ten kraj nie mniej niż towarzysz Ziętek. Z drugiej zaś strony, na przykład na Dolnym Śląsku dzieci lub wnuki tych, którzy przyjechali tu zza Buga, uważają się za Ślązaków. Zdążyli się zakorzenić. A gdy ktoś uda się do czeskiej Opawy, to zobaczy tam i Teatr Śląski, i Muzeum Śląskie, a nawet Uniwersytet. Mój przyjaciel, Żyd mieszkający w Szwecji, takoż mówi o sobie – jestem Ślązakiem – mimo że urodził się w Kazachstanie. To lata, jakie przemieszkał w Świdnicy, wpisały mu się głęboko w świadomość.

Bo on chce być w Europie.

No właśnie. Najtrudniej być Ślązakiem u siebie. Ślązacy zawsze byli narodem drugiej kategorii. Trochę jak Murzyni w RPA. Tyle że to dzieje się w Europie. I w tym sensie Śląsk, który jest niepodważalnie Europejczykiem, może nie czuć się dobrze u boku Polski.

Polityka 50.2003 (2431) z dnia 13.12.2003; Społeczeństwo; s. 96
Reklama