Moje pobyty w Moskwie stały się w ostatnich latach tak gęste, czyli zapchane, jak ruch uliczny w tej bodajże ośmiomilionowej metropolii. W godzinach szczytu Moskwa jest tak nieprzejezdna jak w latach 70. bywał Paryż, a jeszcze niedawno Madryt. Moskiewskie inwestycje to doprowadzona do standardów autostrady obwodnica i nowe miejskie trasy szybkiego ruchu łącznie z ogromnym tunelem przecinającym rzekę, a także zaczęta właśnie kolejka jednoszynowa, która ma w przyszłości okalać śródmieście i dochodzić do lotniska.
Porównując gęstość ruchu ulicznego do gęstości moich zajęć w Moskwie, daję wyraz zupełnie subiektywnemu przeżyciu, w którym trudności komunikacyjne są tylko drobną cząsteczką składową. W Moskwie po prostu bardzo wiele się dzieje, życie nabrało przyspieszenia i widzę to najmocniej w ludzkich biografiach. Moi słuchacze na wyższych reżyserskich kursach po każdym kolejnym naborze różnią się od poprzedników, jakby dwuletni dystans stanowił różnicę pokoleń. Grupa ludzi, z którą przyszło mi właśnie pracować, to postaci, które w życiu bardzo wiele przeszły i chcą teraz jakoś to wyrazić w sztuce. Trzydziestoletnia kobieta z Petersburga ma za sobą udane operacje w nieruchomościach. Ma teraz parę milionów dolarów i zabezpieczenie materialne na całą resztę lat, które jej pozostały. Inny słuchacz jest właścicielem trzech gazet w Archangielsku, więc praktycznie ma pod swą kontrolą opinię publiczną w tym mieście. Jest kilkoro reemigrantów, których rodzice dorobili się na Zachodzie. Są wreszcie ludzie z głubinki, czyli dalekiej prowincji: wybitny aktor z Jakucji, jacyś lekarze, którym zbrzydli zarówno pacjenci jak i biznes, w którym się dorobili pieniędzy, ale nie zadowolenia.