Poniżej fragment wywiadu, który drukujemy w całości, ale za to bez autoryzacji. Nie podajemy także, kto z kim rozmawia, bo nie chcemy z góry zniechęcać naszych czytelników.
Pytanie: Panie Prezydencie, ponieważ będzie to rozmowa, której nie było, więc porozmawiajmy może nieszczerze? Chyba że Pan woli szczerze?
Odpowiedź: A nie możemy rozmawiać tak, żeby prawda była między wierszami, które nie wejdą do wywiadu? Na początek muszę pana ostro zrugać.
P: Dlaczego?
O: Wzrasta mi wtedy szacunek do samego siebie. Nakrzyczę na kogoś i zaraz się lepiej czuję, więc niech pan się do mnie tak nie wyszczerza, bo ja wiem, że pan był zarejestrowany jako TW „Przedwiośnie” Stefana Żeromskiego. Zwykle krzyczę na wszystkich na koniec, ale pana uprzedzam na początku, że na końcu pana wykończę. Bo to nie ja z panem zaczynam, tylko pan ze mną.
P: Już zaczynam. Jak Pan ocenia podróż do Azji i jakie korzyści polityczne przyniosła ona Polsce?
O: Liczne. Jako prezydent muszę zawsze robić wszystko z myślą, aby to było dobre dla kraju, w którym to robię, i dla Polski, dla której to robię w tamtym kraju.
P: W Mongolii robił Pan to dłużej, niż Pan zamierzał.
O: Sowiecki samolot TU-134 to rosyjski nacjonalista. Po prostu zgłupiał dureń, gdy zobaczył, że leci nim polski prezydent-patriota, który wszystkich Putinów i Miedwiediewów ma w Stargardzie.
P: A co oni tam robią?
O: Nic. Przejęzyczyłem się. W pogardzie, a nie w Stargardzie. Tyle robię dla Polski, że już nie wiem, co mówię. Wracając zaś do samolotu: nie wróciłem tym samolotem, bo gdy on się zorientował, że to ja – brat Największego Polaka w Historii – to tak ochłodził stosunki z nami, że mu skrzydło zamarzło.