Artysta-anarchista, któremu najbardziej z życia smakuje życie rodzinne. Przykładna matka i żona, kobieta światowa i wszechstronna, dziennikarka i biznesmenka, która sens odnajduje w samotności jogi. Bezprzykładny birbant, człowiek w dosłownym sensie bez nikogo i niczego, a tak naprawdę dla ogromnego grona przyjaciół – ostoja i punkt odniesienia.
Między tymi trzema postaciami – Kazika Staszewskiego, Ilony Kondrat i Jana Sebastiana Sosnowskiego – rozpięte jest nowe wydanie naszego dodatku, redagowanego z nadzieją, że zainspiruje on czytelników do refleksji nad jakością życia. Że ukazywać będzie rozmaitość wyborów dostarczanych człowiekowi przez współczesny świat, łącznie z wyborem najważniejszym: kim być.
Ktoś kiedyś w pewnym późnowieczornym, roznamiętnionym dyskusyjnie towarzystwie zaproponował taką zabawę, by wyobrazić sobie, że jeszcze dziś stajesz u bram wieczności i słyszysz pytanie: a kim ty, córko/synu byłeś? Zapadło milczenie, ucichły ukryte pod powierzchnią wartkiej paplaniny licytacje, kto jaki ważny i posażny, mądry i roztropny. Zawód, stanowisko, stan posiadania? U bram wiekuistych brzmiałoby to przerażająco trywialnie.
Być może człowiek współczesny nie zwykł zadawać sobie pytań zasadniczych, bo przewiduje, że odpowiedzi wypadną mu niestosowne jakieś – albo pompatyczne, albo durne. Być może obawia się, że gdy odpowie: byłem smakoszem życia, to narazi się na posądzenie o próżność i wewnętrzną pustkę. No bo czyż to wystarczająco wzniosłe mieć rozeznanie we włoskich makaronach albo gatunkach czekolady w pralinach? Jaką doniosłość ma gromadzenie starych łyżeczek? Co komu z życia, którego godziny upływają na lekturze powieści-ramot, czyli śledzeniu żywota cudzego, zmyślonego na dodatek?
To właśnie jednak składa się na urodę życia: drobne przyjemności dla zmysłów, piękno niewielkich przedmiotów, nastrój pięknych pomieszczeń.