Archiwum Polityki

Jak partia każe

Można narzekać, że Palikot czasem strzela za szybko, ale trudno powiedzieć, by strzelał niecelnie. Janusz Palikot swoimi kanonadami przebija mury lęku i obojętności, gdy wszyscy milczą o gwałtach w komisariacie, gdy nikt nie umie zapytać o przyczyny dziwnych zachowań głowy państwa, choć wszyscy plotkują o zdrowiu prezydenta.

Tym razem też trudno by było udawać, że mówiąc niespecjalnie dżentelmeńsko o politycznym sprostytuowaniu się posłanki Prawa i Sprawiedliwości, Palikot strzelił w złą stronę lub że strzelał pochopnie.

Każdy, kto obserwuje polskie życie publiczne, musi przecież widzieć rosnącą skalę prostytuowania cnót obywatelskich. Większość posłów – jak w PRL – mówi, co im partia każe. Za miejsce na liście wyborczej, za szansę na urząd, za życzliwość szefów rezygnują ze swoich przekonań i wiedzy. Pewnie każdy dziennikarz prowadzący rozmowy z politykami musiał po zakończonej rozmowie usłyszeć: „tego publicznie powiedzieć nie mogę, bo prezes...”.

Ale to nie jest tylko problem polityków. Dziennikarze, eksperci, urzędnicy za kulisami z reguły mówią dużo mądrzej, wypowiadają się trafniej, mają ciekawsze myśli, niż kiedy zapalone są lampki na kamerach. Bo swoje prawdziwe poglądy sprzedali szefom, politykom, lobbystom. Można elegancko mówić, że to brak cnót obywatelskich, cywilnej odwagi, szczerości czy uczciwości. Ale kiedy zjawisko staje się masowe i groźne, trzeba nazwać rzeczy po imieniu.

Polityka 4.2009 (2689) z dnia 24.01.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 8
Reklama