Archiwum Polityki

Pokłosie stulecia

Unikam na ogół starannie mieszania felietonistyki z zajęciami profesjonalnymi. Bóg mi świadkiem, że starałem się nie zanudzać czytelników „Polityki” problemami antropologii kultury, jej przeobrażeniami i dyskusjami jej adeptów. Ile jednak można zdzierżyć. Setna rocznica narodzin Claude’a Lévi-Straussa spowodowała, również w Rzeczpospolitej, nawał publikacji o mistrzu i jego strukturalizmie. Starałem się je śledzić w miarę możliwości. I ogarnęło mnie przerażenie. W latach sześćdziesiątych uznawano strukturalizm za „nowinkarstwo”, później za modę, teraz pisze się, iż „gwiazda Lévi-Straussa mocno dziś wyblakła”. Wszystkie te fazy łączy jedno: totalna ignorancja. Dowodem rocznicowe publikacje. Jedna z najbardziej bałamutnych pośród nich to artykuł Juliana Kutyły „Poszukiwacz zaginionej Arki”, pomieszczony w „Gazecie Wyborczej” z 29–30.11.2008. Zajmę się nim jako przykładem klinicznym, który zresztą nie tylko antropologii dotyczy.

Najpierw Kutyła ustawia sobie chłopca do bicia. Podług niego: „Opublikowany w 1954 »Smutek tropików« (...) zapewnił Lévi-Straussowi we Francji status megagwiazdy”. Otóż, pomijając, iż „Smutek tropików” ukazał się w roku 1955, a nie 1954, jest to nieprawda. Honory i miejsce w College de France dała mu dopiero „Antropologia strukturalna” w 1958 r. Był to wszakże awans stricte naukowy. Pisze Kutyła: „Spór między Sartre’em a Lévi-Straussem o rząd dusz będzie potem przez całe lata 60. dzielił francuską inteligencję”. Tak tworzy się mity. Rzeczywiście, Sartre parokrotnie zaczepił Lévi-Straussa, a ten nie pozostał mu dłużny.

Polityka 4.2009 (2689) z dnia 24.01.2009; Stomma; s. 97
Reklama