Po 30 latach nienagannej obecności na drugim planie królowa Zofia, pardonnez le mot, wypaliła z grubej rury. W książce wywiadzie-rzece, udzielonym z okazji swoich 70 urodzin dziennikarce Pilar Urbano, królowa powiedziała bez nadmiernej dyplomacji, co sądzi na najbardziej kontrowersyjne społecznie tematy. „Jeśli chcą razem mieszkać i się pobierać, mają do tego prawo. Ale niech nie nazywają tego małżeństwem” – powiedziała o gejach. Eutanazję skwitowała stwierdzeniem, że „wspomagane samobójstwo to nic innego jak poszukiwanie wspólników do morderstwa”. Dała się też poznać jako przeciwniczka aborcji, parytetów płci na listach wyborczych i zwolenniczka religii w szkołach.
Dwór królewski usiłował osłabić wymowę książki, tłumacząc, że Urbano „niedokładnie oddała słowa królowej”, ale solenizantka ściągnęła na siebie gromy ze strony organizacji lesbijsko-gejowskich, działaczy praw człowieka i wszystkich zwolenników poglądu, że monarchom nie przystoi zabieranie głosu w doraźnych kwestiach politycznych. „Królowie nie mogą brać udziału w reklamach, więc na tej samej zasadzie nie powinni też promować swoich opcji ideologicznych” – grzmiała na łamach dziennika „La Vanguardia” lewicowa publicystka Pilar Rahola. Ani królowa, ani jej sekretarze nie spodziewali się, że kontrowersyjne stwierdzenia trafią do publikacji, a później nie chcieli ryzykować skandalu z wycofaniem nakładu, zwłaszcza że nikt z dworu nie nagrywał wywiadu. Choć nie zabrakło też obrońców królowej – wśród których znalazł się religijny portal E-Cristians, organizator maratonu pisania listów poparcia dla władczyni – dwór zamknął rok, jak to obrazowo ujął dziennik „El Mundo”, na moralnym kacu. A Hiszpanie – na ożywionej debacie o roli monarchii w życiu publicznym.