Nic nie ma. A właściwie – jest Nic. I to Nic przyjmuje różne formy. Materia, energia, promieniowanie i wszystko w ogóle jest szczególną formą tego Nic, i specjaliści od kosmologii coraz bardziej to podejrzewają. Prostackim i wulgarnym uczynkiem jest napisać o tym wszystkim w jednym zdaniu, ale przecież my sami jesteśmy z tej pustki utkani i wyłazi ona z nas co chwila. A już kilku posłów jest tak wspaniałym przykładem na poprawność tej hipotezy, że gdy się ich ogląda i słucha, to jakbyś oglądał początki Wszechświata. Nic zaczyna przybierać formę i oto słyszę wypowiedź posła Cymańskiego... A może to Dorn? Tak, Dorn, bo Cymański bardzo rękami macha, a Dorn spokojnie przechodzi od pustki stanu pierwotnego w polityczną analizę czegoś dzisiejszego. Kwanty pustki stają się materią i oto słyszę, że Tusk kłamie, bo przecież znacznie wcześniej wiedział, że jest kryzys, a powiedział znacznie później. Dwa tygodnie później! Pustka zaczyna nabierać konkretów, staje się skwantyfikowaną formą: dwa tygodnie! Czternaście dni „wprowadzał nas wszystkich w błąd”. Dorn mówi z namysłem. Nie spieszy się. Tusk też się nie spieszył, ale Tusk kłamał, a Dorn nie kłamie. A tu nagle Justyna Pochanke trochę prowokacyjnie go pyta, czy chciałby napisać rymowaną bajkę dla dzieci o prezydencie Kaczyńskim. Wszechświat uśmiecha się do nas twarzą poety i polityka, który odpowiada skromnie, że prezydent ma przecież przy sobie dwóch świetnych, umiejących pisać – panów Kamińskiego i Bielana – i Dorn „z nimi nie będzie wchodził w paradę”.
W takich chwilach (a jest ich, niestety, sporo) rozumiem Jarosława Kaczyńskiego, że pozbył się Dorna.