Archiwum Polityki

Czeski film, polska duma

Na ekrany naszych kin wchodzi film Jiriego Menzla „Obsługiwałem angielskiego króla”, nakręcony według książki Bohumila Hrabala. Tragikomiczna opowieść o małym człowieku i wielkiej historii pokazuje, jak bardzo różnimy się mentalnie od braci Czechów. Nasuwa też pytanie, która wersja dziejów jest bliższa rzeczywistości.

Już w pierwszej scenie filmu Jan Dite, mały kelner, który chciał być wielkim milionerem, mówi o sobie, że miał w życiu szczęście. Najświeższy przykład jest taki, że oto wychodzi z więzienia przedterminowo dzięki amnestii ogłoszonej przez miłosierną komunistyczną władzę. Przesiedział za kratkami tylko 14 lat i 9 miesięcy, podczas gdy skazany został na lat 15. Zapewne w tym momencie w sali kinowej rozlegnie się śmiech, który jednakże samego Jana Dite, gdyby przypadkiem znalazł się na widowni, nieprzyjemnie by zaskoczył. Nie ma się z czego śmiać, zaprotestowałby, trzy miesiące to szmat czasu, przynajmniej dla kogoś, kto smakuje każdą chwilę i wie, co w życiu jest najważniejsze.

On nie miał najmniejszych wątpliwości, że najważniejsze są pieniądze, zwłaszcza bardzo duże pieniądze. Dlatego wybrał zawód kelnera, by być blisko tych, którym w życiu się poszczęściło. Biega z tacą między stolikami, przy których siedzą starsi panowie piastujący poważne funkcje w biznesie i których stać na najbardziej wykwintne dania i najdroższe kobiety, marząc, że kiedyś będzie jednym z nich. Nie można się dziwić małemu kelnerowi, świat przedwojennej praskiej gastronomii ma bowiem dużo uroku, co reżyser Jiri Menzel pokazuje ze smakiem.

Widoczna jest zarazem stylizacja na stare kino (jest tu nawet coś z poetyki Chaplina), co sugeruje widzowi, iż ogląda na ekranie świat wyczarowany z nostalgicznych wspomnień. Drugi plan czasowy jest o wiele bardziej realistyczny – początek lat 60. minionego wieku, były skazaniec Jan Dite korzysta z nieco ograniczonej wolności, mieszka na sudeckim pustkowiu, na ziemi, która kiedyś była niemiecka. Ludność napływowa wciąż czuje się tu niepewnie, dlatego z domów wyrzuca stare lustra, w których ponoć pokazują się niemieckie twarze. Dite nie wierzy w przesądy, on w lustrze widzi z całą pewnością własną twarz i ma teraz czas, by spojrzeć na swoje przeszłe życie raz jeszcze.

Polityka 20.2007 (2604) z dnia 19.05.2007; Kultura; s. 68
Reklama