Archiwum Polityki

Bunt przeciw juncie

Demonstracje mnichów i mniszek buddyjskich całkowicie zaskoczyły wojskowe władze Birmy (zwanej teraz Myanmarem). Zaczęło się ponad miesiąc temu od podwyżek cen paliw, ale protest rozkręcał się powoli. Nabrał rozpędu, kiedy na ulice Rangunu i innych miast wyszły tysiące mnichów, których jedyną bronią są miski żebracze i parasole. Za marszami stoi organizacja buddyjskich duchownych młodszego pokolenia, która ze względów bezpieczeństwa nie ujawnia szczegółów ani o swych przywódcach, ani planach. Dość, że do haseł ekonomicznych mnisi dodali hasła polityczne. Wystąpili w obronie praw człowieka i noblistki Auung San Suu Kyi, ikony zduszonego przez wojsko ruchu demokratycznego. Reżim wojskowy kilkakrotnie miażdżył wcześniejsze manifestacje prodemokratyczne. Nie oszczędzał też nieposłusznych mnichów i klasztorów buddyjskich. Obserwatorzy nie wykluczają, że tym razem pokojowa rewolucja pod przewodem buddyjskich duchownych zmobilizuje do działania szersze rzesze i zmusi dyktaturę do ustępstw.

Polityka 39.2007 (2622) z dnia 29.09.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 8
Reklama