Akcjonariusze nazywają Elektrim pieszczotliwie Elkiem lub Elą (od skrótu ELE, pod jakim zapisywane są jego notowania). Zwłaszcza wtedy, gdy daje zarobić. Najtwardsi elkowicze wciąż nie tracą wiary, choć sytuacja jest niewesoła, a zarząd usiłuje wycofać akcje spółki z parkietu. Giełda się na to nie chce zgodzić, choć Elektrim to najdziwniejsza spółka. Nie bardzo wiadomo, czym się zajmuje, nie do końca pewne jest, co posiada. Nieustannie pada, ale jakoś się podnosi. Gdyby ktoś szukał na giełdzie potwierdzenia teorii względności, Elektrim będzie jak znalazł: jest właścicielem akcji spółki PTC, operatora telefonii Era i Heyah, a może i nie jest. Swój pakiet telefonicznych akcji sprzedał, choć być może nie sprzedał. Ma gigantyczne długi, a może i nie ma. Wspólnie ze Skarbem Państwa jest akcjonariuszem Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin (PAK), choć to wcale nie jest takie pewne. Pewne jest natomiast jedno: podstawową działalnością Elektrimu od dawna jest udział w procesach sądowych i arbitrażowych w kraju i za granicą.
Na początku kłopotów, jak to często u nas bywa, stał Jan Kulczyk. Związki Kulczyków z Elektrimem sięgały zamierzchłych czasów. Już ojciec Jana, polonijny biznesmen, w czasach PRL robił interesy z centralą handlu zagranicznego Elektrim i był zaprzyjaźniony z jej szefami. Te więzy przyjaźni odziedziczył po ojcu Jan Kulczyk. Przetrwały trudny okres przemian, kiedy to peerelowska centrala handlu zagranicznego przeszła szybką transformację, przemieniając się w spółkę giełdową Elektrim. Dokonał tego prezes Andrzej Skowroński. Jak wielu podobnych mu szefów przekształconych central handlowych miał skłonność do angażowania się w każdy biznes, jaki się nadarzył, a wydawał się opłacalny. Wkrótce Elektrim stał się wielkim konglomeratem typu mydło i powidło – od wytwarzania kabli elektrycznych po produkcję jogurtów.