Afera zbożowa miała od końca lat 90. kilka odsłon. Główny akt dramatu rozegrał się wiosną 2003 r. Na rynku brakowało mąki, ceny chleba szły w górę, a prywatne silosy, w których przechowywano ziarno z rezerw państwowych, okazały się puste. W teren ruszyły zespoły kontrolne. Ziarna szukali inspektorzy NIK, kontrolerzy Ministerstwa Rolnictwa, prokuratorzy, policjanci. Nawet Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego tropiła ślady ziarna, bo sprawa była wagi państwowej.
Obowiązywał wtedy skomplikowany system dopłat. Koszt produkcji tony ziarna pszenicy sięgał 300 zł, a państwo skupowało je po 500 zł. W tej cenie skalkulowano dopłatę za przechowywanie ziarna. Skup odbył się jesienią 2002 r. Wiosną 2003 r. na tzw. przednówku właściciel ziarna, czyli Agencja Rynku Rolnego, chciał sięgnąć po swoje rezerwy, aby uspokoić rozchwiany rynek. Ale rezerwy znikły.
Poseł bez wyroku
Ziarna brakowało w elewatorach w całej Polsce. W woj. pomorskim, na Kujawach, na Lubelszczyźnie, Warmii i Mazurach, w Wielkopolsce. Podejrzewano – co potem znalazło potwierdzenie w materiałach dowodowych – że powszechnie stosowano oszukańczy proceder polegający na fikcyjnym skupowaniu ziarna od rolników. Właściciele elewatorów za pieniądze płacone hojnie przez ARR w zbiornikach trzymali powietrze. Aby wyłudzić pieniądze, wystawiali lewe faktury. Słowem, dokonywali zwykłych fałszerstw. Kiedy zaczęła im się palić ziemia pod stopami, próbowali się ratować uruchamiając tzw. spółdzielnię. Przewozili ziarno z jednej firmy do drugiej, aby tylko zdążyć przed kontrolerami. Część machlojek udało się w ten sposób ukryć.
Były też inne przekręty. Skupowano ziarno złej jakości, nienadające się na mąkę, zawyżając jego klasę. Nie płacono rolnikom. Wreszcie, pod pozorem potrzeb wynikających ze skupu, wyłudzano preferencyjne – dotowane przez budżet – kredyty z banków.