Archiwum Polityki

Łabędzi śpiew

Michael Brecker, Pilgrimage, Wa Records/Universal 2007

Michael Brecker zmarł 13 stycznia, mając niecałe 58 lat. Był samą muzyką, samym jazzem, barwnym i radosnym. Przez dwa lata umierał na białaczkę. Ale co jakiś czas wracał do gry, do życia. Miał przyjechać w zeszłym roku do Polski (bywał tu chętnie z Brecker Brothers i Steps Ahead) – nie udało się. Teraz dostajemy ostatnią płytę wielkiego saksofonisty, ostatnią – zgodnie z tytułem – podróż, wynik niesamowitego zrywu energii i kreatywności. Dokonał go w sierpniu zeszłego roku wraz z istnym dream teamem: pianistami Herbie’em Hancockiem i Bradem Mehldauem, gitarzystą Patem Methenym, perkusistą Jackiem DeJohnette i basistą Johnem Patituccim. Ta płyta będzie z pewnością uważana za jedną z ważniejszych we współczesnej historii jazzu. Wszystkie utwory są autorstwa Breckera. Uderzają pogodą ducha i miłością do życia; jednocześnie jednak wyczuwa się, że artysta chce tą muzyką wypowiedzieć skondensowane, precyzyjne przesłanie. Melancholię wyczuwa się tylko w powolnym, nastrojowym utworze „When Can I Kiss You Again?” – to pytanie, jakie zadał Michaelowi w szpitalu syn, kiedy nawet rodzinie zabroniono kontaktu fizycznego z artystą. Ten utwór jest jak ostatni pocałunek.

Dorota Szwarcman

Polityka 23.2007 (2607) z dnia 09.06.2007; Kultura; s. 67
Reklama