Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Stres i odtrutka

Można śmiało powiedzieć, że nasza lustracyjna narodowa tragifarsa zadowolić mogła najwybredniejsze gusta. Najpierw wymyślono ustawę, której brakoróbstwo legislacyjne kłuło w oczy już nie tylko specjalistów, ale również ludzi mających o prawie rudymentarne choćby pojęcie. Nic to, jak mawiał pan Wołodyjowski. Władza silna wsparciem Pawlików Morozowów z IPN i garści lizusów skierowała sprawę do Sejmu. Ten oczywiście (kompetencje i bezstronność naszych posłów znane są nawet przedszkolakom) rzecz uchwalił. Ogłoszono terminy i drakońskie kary za ich niedotrzymanie.

Trybunał Konstytucyjny, mimo gorszących presji, musiał niedoróbkę wytrzebić, gdyż inaczej straciłby twarz i poważanie. Terminy jednak zostały. Uchwała trybunału wchodzi bowiem w życie nie w momencie jej przegłosowania, ale wydrukowania w Dzienniku Ustaw. Drukarnie mają zaś swoje terminy i zdaniem pana premiera nie było żadnych powodów, żeby edycję przyspieszyć. Wynikało z tego, że siedemset tysięcy lojalek ma być wysłanych, a po trzech dniach odesłanych na koszt państwa.

Ostatecznie w obliczu zupełnej już kompromitacji druk przyspieszono i trzeba będzie zwracać przesyłki tylko około siedemdziesięciu tysiącom nadgorliwców. Cała sprawa okazała się po porostu niebyłą. Nic nie ma i nic się nie stało.

Możemy oczywiście uznać, że kwestia psucia ludziom krwi i tworzenie podziałów w społeczeństwie jest bez znaczenia (Polak, jak Rosjanin, wszystko wytrzyma). Weźmy jednak pod uwagę koszt druku formularzy, przesyłek, bezprzedmiotowych audycji telewizyjnych w najlepszym czasie antenowym, organizowania tysięcznych konwentykli, potem z kolei druku specjalnego Dziennika Ustaw, informacji w mediach tym razem, że sprawa jest niebyłą etc.

Polityka 21.2007 (2605) z dnia 26.05.2007; Stomma; s. 102
Reklama