Bezwzględność świata rozmiękcza uwięzionego Zdziśka (l. 35) i stanowczo za wcześnie doprowadza go do etapu podsumowań. Był kiedyś kimś – instruktorem emisji głosu z sukcesami. Obecnie spisuje swe życie w zeszycie. W którąkolwiek stronę odpłynąłby wspomnieniem, bilansuje pod linią: 278 dni odsiedzianych, 707 dni do odbycia, 46 widzeń planowanych, 81 dni do urodzin Agaty.
W sobotę Agata (l. 20) o godzinie 3.30 myje, odżywia, suszy i czesze swe niezwykle długie blond włosy. W domu rodziców panuje cisza i niech już tak zostanie. Bo mama (branża bankowa) Zdziśka nie toleruje. Tata (firma budowlana) nawet o nim nie wie. Agata zakłada na szyję łańcuszek zaręczynowy. Cicho zamyka drzwi, metrem jedzie do dworca, pociągiem do Łodzi. Godzinę idzie przez miasto. Około 10.00 Zdziśkowi mówią: jest studentka (filologia polska), masz widzenie. Zdzisiek wychudł, głos zniża do świstu, spojrzenie ma rozbiegane, paniczne. Dolne zęby mu się sypią. Zeszyty z życiem trzyma pod pachą. Zjedz pączka, Janusz, potem porozmawiamy (Agata woli imię Janusz). W soboty więzienny kiosk sprzedaje pączki.
Placówkowy
Mieszkają w Kielcach. Matce Zdziśka burzy się charakter, jest kobietą nieżyciową (encefalopatia). W lepsze dni przychodzi do domu dziecka poprzytulać syna. Mały ma przechlapane. Jest rudy, drobny, walczy o przetrwanie. Przychodzi gruba, powolna, otępiała matka, która się nie myje – śmiech dla placówkowych. Rudy walczy o jej honor. Złości się, przymila, jest słodki i okrutny, ale przegrywa. Czai się jak pies przy autostradzie. Zaprzyjaźnia się na całe życie i zrywa po kilku godzinach. Najmniejsi placówkowi po sierocemu się kiwają, a Zdzisio ma mamę, która przynosi mu wstyd w prezencie. Jest taka kochana i ciepła. Przychodzi przytulać synka. Siedź lepiej w domu, ty wariatko!