Jak dowiadujemy się z mediów, niektórzy prokuratorzy, ciemiężeni w minionym okresie, po dwóch latach cierpliwego milczenia zainicjowali wreszcie wolnościowy zryw. Na fali powyborczej euforii postanowili ujawnić przypadki politycznych nacisków, jakim byli poddawani przez przełożonych, a także akty gnębienia, stronniczości i służalstwa wobec poprzedniej władzy. Zbuntowani prokuratorzy dysponują w tej sprawie masą dowodów.
– Udało nam się zdobyć naprawdę bogaty materiał, dokumentujący nieprawidłowości w naszej pracy – opowiada pragnący zachować anonimowość prokurator jednej z prokuratur apelacyjnych na południu kraju.
– Co z niego wynika?
– Pokazuje niezbicie, że byłem bezwolnym narzędziem w ręku ministra Ziobry i jego ludzi.
– Jak rozumiem narzędziem skutecznym?
– Niestety – rozkłada ręce mój rozmówca. – W końcu jesteśmy profesjonalistami.
Prokurator i jego koledzy z innych placówek musieli robić, co im kazano, bo tylko dzięki temu mogli zdemaskować swoich przełożonych oraz ich politycznych mocodawców. – Trzeba było zdobyć zaufanie szefów, a wiadomo, że to ludzie podejrzliwi, ogarnięci obsesją spiskową. Wykonywaliśmy ich polecenia bez szemrania, aby uniknąć wpadki i całe to draństwo zdokumentować i ujawnić – pokazuje stertę papierów leżących na biurku.
– Udając, że dajecie sobą sterować i pomiatać?
– W ten sposób wciągnęliśmy tamtych w pułapkę. To nie była przyjemna robota, ale ktoś musiał ją wykonać.
– Byliście szantażowani przez zwierzchników?
– Nie ulegało wątpliwości, że mogliśmy być i wiedzieliśmy o tym.