Archiwum Polityki

3:10 do Yumy

Starsi widzowie zapewne jeszcze pamiętają doskonały psychologiczny western Delmera Davesa z 1957 r. „15:10 do Yumy” z Glennem Fordem w roli groźnego przestępcy eskortowanego przez ubogiego ranczera do stacji kolejowej. Równo pół wieku później Amerykanie zrealizowali remake „3:10 do Yumy”, powierzając zadanie uzdolnionemu reżyserowi Jamesowi Mangoldowi („Przerwana lekcja muzyki”, „Spacer po linie”), a rolę czarnego charakteru – hollywoodzkiej gwieździe Russellowi Crowe. Odwieczne pytanie, po co właściwie kręcić jeszcze raz coś, co wytrzymuje próbę czasu i nadal przyciąga uwagę nie tylko filmotecznych szczurów, znajduje w tym przypadku sensowne uzasadnienie. Otóż nowa wersja klasycznego westernu, mimo że opowiada dokładnie tę samą historię zrujnowanego hodowcy bydła, skutecznie opierającego się pokusie korupcji w imię honoru, jest po prostu świetnie skonstruowanym, ponadczasowym dramatem. Niczego nie stara się dekonstruować, demitologizować, ośmieszać ani prostować pod kątem współczesnej obyczajowości. Broni się znakomicie jako rozbudowane i ulepszone pod względem technicznym widowisko o Dzikim Zachodzie. Jak też w sensie moralno-filozoficznym, jako trzymająca w napięciu przewrotna przypowieść o zwycięskiej walce dobra ze złem. Można wprawdzie powiedzieć – Mangold powielił tylko oryginał, niemniej zdecydowanie warto zobaczyć, jak to uczynił.

Janusz Wróblewski

Polityka 45.2007 (2628) z dnia 10.11.2007; Kultura; s. 74
Reklama