Archiwum Polityki

Inaczej o Che

Wielką mistyfikację Tomasz Wołek [POLITYKA 42] zaczyna od mocnych słów: „Gdyby Che żył dłużej, jego legenda zawaliłaby się pod ciężarem bezmiernych zbrodni, do których przykładał rękę. Zastrzelono go w samą porę. Doprawdy, miał osobliwe szczęście”. (...) Do końca artykułu nie dowiadujemy się, jakie to bezmierne zbrodnie zasługiwały na zastrzelenie „w samą porę” człowieka jak psa – bo tak obrońcy wolności potraktowali bezbronnego już i rannego jeńca Che Guevarę. (...) Zamiast wyjaśnień, na jakiej podstawie autor oskarża, mamy natomiast tekst świetnie spełniający zasady czarnego PR (...). Gorzej z refleksją, dlaczego właśnie Che wciąż jest „obiektem kultu tak irracjonalnego”? Próbując tego dociec, Wołek nie zauważa, że kult ten bynajmniej nie trwa wyłącznie tam, gdzie Guevara nigdy nie bywał i gdzie istotnie stał się ikoną odrealnioną i uświęconą. On trwa również właśnie tam, gdzie Guevara żył, walczył i gdzie zginął. Na Kubie, w Boliwii, w Argentynie. (...) Myślę, że clou sprawy można sprowadzić do tego, czego Wołek odmawia Guevarze, a co właśnie tam było widoczne jak na dłoni: do bezinteresownego poświęcenia życia sprawie, którą uznało się za świętą. Czy ta sprawa na aż takie poświęcenie zasługiwała – inna to już dyskusja. Rocznica śmierci Che mogła być świetnym punktem wyjścia do rozważań na temat nieuchronności degrengolady władzy zdobytej z poparciem społecznym, ale pozbawionej demokratycznej kontroli. Albo, jeszcze bliżej polemiki z poglądami Che, na temat bezsensu „eksportu rewolucji”. Che ma wielką moralną przewagę nad politykami dnia dzisiejszego, którzy – niepomni jego doświadczeń – robią to samo. Np. nad Bushem juniorem.

Polityka 45.2007 (2628) z dnia 10.11.2007; Listy; s. 112
Reklama