Kiedy w ostatni czwartek lutego o szóstej rano po Czesława Jerzego Małkowskiego (58 lat, zarzut: wykorzystywanie seksualne podwładnych) wpadli policjanci, miasto jeszcze spało. Ale kiedy przewieziono go w kajdankach do ratusza (w jego gabinecie dokonano rewizji), na korytarzu już kłębili się dziennikarze. Potem policjanci widowiskowo wywlekli prezydenta miasta z ratusza i wywieźli do prokuratury w Białymstoku. Po drodze zajechano do gabinetu lekarskiego, gdzie pobrano próbki potrzebne do badań DNA.
Radny Jarosław Szostek (PO) mógł wreszcie odczuć satysfakcję. Od dawna domagał się głowy prezydenta, a kiedy media (najpierw „Rzeczpospolita”) oskarżyły Małkowskiego o seksualne molestowanie podległych mu urzędniczek, opowiadał się za ogłoszeniem referendum w sprawie odwołania prezydenta miasta. Poparła go tylko jedna radna (Joanna Sosnowska, była posłanka SLD), pozostali zachowali wstrzemięźliwość. Radny Szostek, niegdyś pierwszoligowy sędzia piłkarski, miał osobiste powody, aby prezydenta nie darzyć zaufaniem. – Jedna z urzędniczek opowiedziała mi o swoich przejściach z prezydentem, była molestowana – mówi. – Poszedłem do niego i mocnym słowem wyraziłem swoje zdanie. Tłumaczył, że nie miał złych intencji.
Ta urzędniczka to prywatnie była żona radnego Szostka. Z innych źródeł wiemy, że prezydent nie bardzo się tą wpadką przejął. – Jak mu któraś wpadła w oko, nie umiał się powstrzymać – mówi jego bliski współpracownik. Sygnały o nieopanowanych skłonnościach prezydenta do płci odmiennej płynęły od dawna. – Jemu to się pogłębiało, mam wrażenie, że odreagowywał kryzys wieku średniego – mówi olsztyński biznesmen Jan Kolarski (imię i nazwisko na prośbę rozmówcy zmienione). Kiedyś Kolarski wpadł niespodziewanie do gabinetu Małkowskiego.