Można mówić różne rzeczy o Jarosławie Kaczyńskim, ale jedno trzeba przyznać: na tego faceta można liczyć. On nigdy nie zawiedzie. Orkan Emma wiał nad Polską i niż był tak niski, że jak wpadł przez okno do pokoju, to mi pod biurkiem na podłodze leżał i namawiał: nie pisz, nie pisz, nie chce ci się... I rzeczywiście mi się nie chciało. Rzuciłem sobie tratwę ratunkową – przeczytałem, co ostatnio mówił prezes PiS. I już się chciało.
Nadzwyczajna jakaś siła tkwi w Jarosławie Kaczyńskim. Jak on mówi i on skończy, to człowiek by chciał, żeby on jeszcze coś powiedział (że się posłużę Izaakiem Bablem). A ponieważ jest – sam o sobie tak mówi – „chodzącym dobrem”, więc łatwo nie ma. W rozmowie w „Newsweeku” pytającym go dziennikarzom (Andrzejowi Stankiewiczowi i Piotrowi Śmiłowiczowi) bez przerwy musi przypominać, że są niekompetentni, że nie rozumieją tła wydarzeń, że powtarzają głupstwa. Na pytanie, czy rządy Tuska są gorsze od rządów Millera albo czy są równe stanowi wojennemu, Kaczyński mówi pytającym okrutną prawdę: „Funkcjonujecie panowie w obiegu informacji, który jest całkowicie zakłócony”. Darujmy sobie pytania. Oto jeszcze siedem (dla jasności je ponumeruję) odpowiedzi. 1. „…niech pan tego nie opowiada, to jest bajka”; 2. „Poważni dziennikarze nie powinni zadawać takich pytań”; 3. „A wy ciągle… (irytacja) Panie redaktorze, w 1989 były cztery pory roku”; 4. „Znów pan sięga do tego samego repertuaru, proszę z niego zrezygnować”; 5. „Panowie, nie ośmieszajcie się”; 6. „Panowie… (zniecierpliwienie) Stopień upraszczania polityki, jakiego dopuszczają się polskie media, jest zdumiewający”; 7.