Archiwum Polityki

Bruksela we Francji?

Już przeszło 150 dni czekają Belgowie na utworzenie rządu. Ale mogą się w ogóle nie doczekać, bo ich państwo jest coraz bliżej rozpadu. W ubiegłym tygodniu flamandzka większość w belgijskim parlamencie po raz pierwszy w historii kraju zagłosowała przeciw walońskiej mniejszości, forsując podział dwujęzycznej gminy pod Brukselą.

Odebrano to jako pierwszy krok do podziału samej stolicy, a następnie kraju. Ewentualny rozpad królestwa akceptuje ponad połowa Flamandów, a prawie połowa Walonów postrzega to już jako realne zagrożenie.

Podział językowy skrywa rosnącą przepaść ekonomiczną między flamandzką północą a walońskim południem. Francuskojęzyczna rolnicza Walonia wytwarza tylko 30 proc. PKB Belgii i ma dwa razy więcej bezrobotnych niż zamożna Flandria.

Flamandowie dążą do przekształcenia Belgii w luźniejszą konfederację, co zdjęłoby z nich obowiązek utrzymywania Walonów. Ci ostatni chcą zachowania korzystnego dla nich ustroju federalnego. Spór o reformę ustrojową jest główną przeszkodą na drodze do utworzenia centroprawicowej koalicji premiera Yvesa Leterme’a.

Z kolei Francuzi nie mają nic przeciwko ewentualnej aneksji Walonii – w niedawnym sondażu 54 proc. zaakceptowało jej ewentualne przyłączenie do Francji w razie rozpadu Belgii. Dla Paryża przejęcie stolicy Unii Europejskiej byłoby miłym potwierdzeniem macierzyńskich uczuć, jakimi Francja darzy Unię.

Polityka 46.2007 (2629) z dnia 17.11.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 11
Reklama