Archiwum Polityki

Cud, nie cud?

Donald Tusk, zwycięzca wyborów, obiecał nam drugą Irlandię. Zieloną Wyspę łączą z Polską doświadczenia historyczne, katolicyzm i zacofanie u zarania transformacji. Ale skok Celtyckiego Tygrysa to wyczyn w dużej mierze niepowtarzalny.

Przez lotnisko w Dublinie przewiną się w tym roku 23 mln podróżnych, prawie sześć razy więcej, niż wynosi liczba mieszkańców Irlandii. Będą wśród nich turyści, biznesmeni kursujący między Londynem a Dublinem, imigranci zarobkowi z naszej części Europy, a także podróżni w drodze do Nowego Jorku lub Abu Dhabi. Dublin jest dziś najszybciej rozwijającym się portem lotniczym w Europie. Dla porównania: warszawskie Okęcie obsłużyło w ubiegłym roku trzy razy mniej pasażerów.

Same porównania niewiele jednak wyjaśnią. W 1985 r. niewielka irlandzka firma kupiła samolot Embraer z 14 fotelami i uruchomiła własne połączenie z Anglią. Niskimi cenami biletów przełamała monopol wielkich przewoźników, a z Dublina uczyniła swój port macierzysty. Dziś przewozi 40 mln pasażerów rocznie i jest nie tylko pierwszym, ale także największym tanim przewoźnikiem w Europie. Nazywa się Ryanair.

Tanie latanie to doskonała parafraza sukcesu Celtyckiego Tygrysa. Irlandczycy odkryli, że nie wszystkim pasażerom zależy na darmowych drinkach w powietrzu, a koszt samego przelotu może być znacznie niższy. W ten sposób stworzyli zupełnie nową gałąź przemysłu lotniczego, wpędzając w tarapaty wielkie linie. To tylko jeden przykład na to, jak Irlandia bije na głowę tradycyjne gospodarki świata. Właśnie na głowę, nie na kapitał.

Statystyczny Irlandczyk jest dziś jednym z najbogatszych ludzi na świecie.

Zarabia średnio 34 tys. euro rocznie, czyli więcej niż Amerykanin i Brytyjczyk, nie mówiąc o Polaku. Gospodarka jego kraju urosła w ubiegłym roku o 5,7 proc., a pod względem jakości życia Irlandia zajmuje ósme miejsce w świecie (Polska – 37). Jeśli nasi politycy zapatrzyli się Irlandię, to dlatego, że jeszcze kilkanaście lat temu bardzo przypominała dzisiejszą Polskę.

W XIX w.

Polityka 46.2007 (2629) z dnia 17.11.2007; Świat; s. 54
Reklama