Archiwum Polityki

Kombinacja niemiecka

Niestety potwierdzają się obawy, że Niemcom – zwłaszcza tym z byłej NRD – ufać nie można. Człowiek chciałby z nimi umacniać dobrosąsiedzkie stosunki, przełamywać stereotypy, odkłamywać trudną historię, ale nie da się, bo w pewnej chwili i tak wylezie z nich pruska buta i niepohamowana chęć odwetu oraz podporządkowania sobie Polaka.

Ostatnio, jak donosi „Gazeta Wyborcza”, na ich celowniku znalazły się polskie kobiety, w dodatku ciężarne. Otóż niewiasty te udają się do przygranicznych rejonów wschodnich Niemiec na zakupy, w pewnej chwili nieoczekiwanie zaczynają odczuwać potrzebę urodzenia dziecka, zgłaszają się do znajdującej się przypadkiem najbliżej kliniki w mieście Schwedt i – czego od początku należało się spodziewać – wpadają w chytrze zastawioną pułapkę. Szybko okazuje się bowiem, że sale są tam dwupokojowe, jedzenie doskonałe, opieka też, można wybrać pozycję rodzenia (można nawet rodzić w wodzie), a ze znieczuleniem nie ma żadnego problemu.

Na dodatek nie każe się płacić za to ani złotówki (ani też euro), wystarczy, że rodząca ma europejską kartę ubezpieczeniową.

Trudno się dziwić, że w tej sytuacji rodząca Polka nie ma siły wrócić i urodzić na ojczyzny łonie, tylko rodzi tam, w asyście wykwalifikowanego i uprzejmego do przesady personelu. Uprzejmość ta jest zresztą fałszywa i podszyta nieuzasadnioną korzyścią materialną, gdyż udająca bezinteresowność niemiecka klinika domaga się potem zwrotu kosztów z polskiego NFZ. Jak ujawnia „GW”, placówka ta wyliczyła już swoją należność na 250 tys. euro. Co gorsza, należność ta szybko rośnie, gdyż, jak się okazuje, ciężarne Polki z terenów przygranicznych chętnie idą na lep wygodnego porodu w atrakcyjnych warunkach i masowo pojawiają się w okolicach Schwedt.

Polityka 46.2007 (2629) z dnia 17.11.2007; Fusy plusy i minusy; s. 127
Reklama