Archiwum Polityki

Basia

Są tacy (pesymiści?), którzy twierdzą, że wszystko już było. Doświadczenia naszego życia są powielaniem dawno już przez innych przeżytych doświadczeń. Nasze zdumienia repliką zdumień minionych. Nasze miłości po Tristanie i Izoldzie, Romeo i Julii, Rodrygu i Szimenie, Heloizie i Abelardzie, Annie Kareninie i Wrońskim, Orfeuszu i Eurydyce, Kandydzie i Kunegundzie etc. też nic nowego wnieść nie mogą. Kpiłem zawsze z takiej wizji świata i dziejów, aż nagle dopadło i mnie.

Pewnego wieczoru stanąłem oto twarzą w twarz z Jeanem Evaraertsem, zwanym też Janem Drugim (Johannes Secundus). Był on Holendrem, łacińskim poetą, humanistą. Żył w latach 1511–1536, zmarł więc młodo nawet jak na swoje czasy, w których średni czas trwania na tym padole wynosił jednak około lat trzydziestu trzech. Odznaczał się ponoć wyjątkową urodą, co połączone z wykształceniem i elokwencją powodowało, że kochały się w nim panienki od Bredy po Den Helder. Z ich przychylności chętnie korzystał. Nieśmiertelnym uczynił go zbiór wierszy zatytułowany „Basia”.

Barbara, wywodząca się z greckiego „barbaros”, oznacza niemówiącą po grecku, czyli barbarzynkę (w tym sensie przejęli to słowo od Greków Rzymianie), eufemistycznie cudzoziemkę. Nie musi mieć to pejoratywnego odcienia, gdyż barbarzyństwo kobiet jest niekiedy urokiem i pimentem obcowania z nimi. Gdzie jednak Barbarze do Basi. „Basia”, i taki jest sens tytułu Johannesa Secundusa, znaczy po prostu: pocałunki. Nie ma tu żadnej przenośni. Całe dzieło holenderskiego humanisty poświęcone jest pocałunkom właśnie. Ich rodzajom, barwie, namiętności, wilgotności... Kompletne studium erotyczne. Przy czym nasz młodzieniec, co jest fascynujące zważywszy na jego wiek, pisze piórem zachowującym elegancję godną wieloletniego bywalca najwykwintniejszych salonów.

Polityka 48.2008 (2682) z dnia 29.11.2008; Stomma; s. 106
Reklama