Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Historia węża w butelce

Nocami śnieg schodzi z dachu z łoskotem, jakby wszystkie wcielenia spadały na ziemię. Jak zwykle poleguję w męce bezsenności, niejasno widzę na najwyższej półce zarys klasycznego naczynia z koreańskim wężem w środku. Kiedyś, kiedy to było, pięćset, tysiąc wcieleń temu, ciotka dyplomatka dostała ten jadowity likier w prezencie od ambasadora, potem dalej to przekazała, teść się tym bibelotem bawił, dał w prezencie ojcu, ojciec dziadkowi... Wieki całe ten ni to trunek, ni to preparat (śmiała synteza wyskokowości z zoologią) tkwił za szybami etażerek w Phenianie, Warszawie, Krakowie i Wiśle...

Leżę w zwyczajnej męczarni i myślę, że jeśli idzie o kwestię kolejnych wcieleń, to mimo wszystko trzeba by dać spokój. Zwłaszcza trzeba by dać spokój powszechnie teraz opisywanemu w gazetach angielskiemu trenerowi, co za wiarę w reinkarnację cierpi. Ideę reinkarnacji wyszydzić łatwo, niczym tandetną fabułę, bo też z serialową łatwością mnoży ona postacie, ich losy, perypetie, wzloty i upadki. Raz w życiu jedną książkę o reinkarnacji przeczytałem, kiedy to było, w poprzednim, co mówię: w poprzednim, w trzecim od końca wcieleniu, bo książka wyszła przeszło dziesięć lat temu. Ian Wilson - "Umysł poza czasem" - tak się chyba ten bestseller nazywał. Przeczytałem to z niejakim - tak jest - zachwytem, intensywny protokół serii bezkarnie niepoczytalnych ekscesów umysłowych.

Dokładnie nie pamiętam, czy autor metempsychozę samą w sobie obalał, czy stawiał na nogi, raczej obalał, głównej tezy nie pamiętam, ale pamiętam skrupulatne spisy precyzyjnych wcieleń, kto tam kim nie był, przeciętny brytyjski buchalter był na przykład w poprzednich wcieleniach: Młodym romantycznym Hiszpanem, Kapłanem z plemienia Inków, Synem bawarskiego hrabiego, Dobrotliwą czarownicą cygańskiego pochodzenia, Greckim woźnicą rydwanu, Znudzoną córką rzymskiego władcy.

Polityka 7.1999 (2180) z dnia 13.02.1999; Pilch; s. 86
Reklama