Archiwum Polityki

Szczupak polski, sos angielski

Jeden z pracowników naszego MSZ oświadczył niedawno w wywiadzie, że do ambasad polskich na całym świecie rozesłana zostanie "Historia Polski" Normana Daviesa jako materiał informacyjny dla wszystkich, którzy interesowaliby się naszymi dziejami. Jest to wiadomość dosyć horrendalna. Nie dlatego, bym miał cokolwiek przeciw Daviesowi i jego dziełu. Wręcz przeciwnie - uważam, że jest to podręcznik rzetelny i w miarę obiektywny. Tylko najprościej w świecie... Davies nie jest Polakiem. Owszem prace np. Eugene Webera o chłopach żabojadzkich w XIX wieku czy monografia Paul Murray Kendalla o Ludwiku XI należą do kanonu francuskich lektur uniwersyteckich. Nie znajdziemy ich natomiast pośród towarów francuskiego eksportu, a tym bardziej propagandy. Wszystkie prace rozprowadzane z myślą o prezentowaniu cudzoziemcom kultury czy historii Francji są rodzimego autorstwa. Dzieje się tak z trzech co najmniej powodów: 1. Kwestia dumy narodowej - stać nas na samodzielne przedstawianie się światu. 2. Popularyzując dzieje popularyzujemy jednocześnie nazwiska naszych uczonych. 3. Zrobienie cudzoziemca oficjalnym wykładowcą naszych dziejów oznacza implicite, że z nim należy o nich dyskutować; po cóż się więc trudzą jakieś osiołki na Sorbonie. Wyobrażanie sobie, że jeśli ktoś z zewnątrz (z lewej strony mapy oczywiście) napisał o Polsce życzliwie, to trzeba się tym chwalić na cały świat i czynić zeń proroka i ambasadora, jest najczystszym przykładem narodowych kompleksów wobec Zachodu, z którymi nie należy się obnosić, bo one tutaj albo śmieszą, albo napełniają lekceważeniem. Poleciłem francuskie wydanie Daviesa (nie jest to scena wymyślona dla potrzeb felietonu!) jednemu z moich studentów.

Polityka 7.1999 (2180) z dnia 13.02.1999; Stomma; s. 90
Reklama