Archiwum Polityki

Potęga słowa i dykcji

W "Gazecie Wyborczej" sprawozdania i komentarze o wizycie Ojca Świętego w Polsce. Relacjonując pobyt papieża w Starym Sączu pisze Mikołaj Lizut: "Gdy w chwilę później na starosądeckich błoniach pojawił się Jan Paweł II w złotym ornacie, ponad 600 tysięcy wiernych zawyło z radości". Wycie to podług "Słownika Języka Polskiego" (t. IX, s. 1435): "głos wydawany przez wyjące zwierzę", albo też "jakikolwiek głos przeciągły, jękliwy, zawodzący, podobny do głosu wyjącego zwierzęcia". Nie jest to komplement dla zgromadzonych w Starym Sączu, a zresztą rzecz sama w sobie jest mało prawdopodobna. Owszem, w wiejskich kościołach słyszy się niekiedy baby śpiewające rzeczywiście głosami przeciągłymi, jękliwymi i zawodzącymi. Ale żeby całe 600 tys. luda na tę samą nutę?

Adam Michnik artykuł "Pasterz i prorok: lekcja podzięki" kończy słowami (zdanie to stanowi odrębny akapit, jest więc wybitne i ważne): "A ptaki śpiewały mu po polsku". Jest otóż jeden tylko ptasi gatunek, który ewentualnie mógłby się wysłowić po polsku, a mianowicie papugi. Problem w tym, że mają one raczej tendencje do skrzeczenia niźli śpiewania. Prawdą jest, że nowozelandzki ornitolog James Perry nauczył kosa wygwizdywania paru akordów różnych melodii. Wyjątkowo uzdolniony kos mógłby więc teoretycznie odgwizdać "Polska mnie zrodziła, z jej piersi wyssałem...". Ale i wówczas śpiewałby on melodię wprawdzie polską, ale po kosiemu, a nie po naszemu. Marion hrabina Dönhoff - była redaktor naczelna "Die Zeit" - opowiadała mi, że kiedyś o piątej nad ranem zadzwonili do niej z Królewca dwaj kompletnie pijani radzieccy dziennikarze poznani parę tygodni wcześniej w Hamburgu. - Przepraszamy, że budzimy, ale chcielibyśmy dać hrabinie posłuchać, jak śpiewają słowiki w jej rodzinnych stronach.

Polityka 28.1999 (2201) z dnia 10.07.1999; Stomma; s. 90
Reklama