Minus 20,9 mln dol. – z takim bilansem kończy Hillary Clinton przegrany wyścig o nominację prezydencką. Jak donosi „New York Times”, połowa tej sumy to jej osobista strata, czyli pieniądze, które pani Clinton pożyczyła swojemu komitetowi wyborczemu, ale resztę stanowią niezapłacone faktury za usługi związane z kampanią. Start w wyścigu do Białego Domu nie jest tani, państwo nie zwraca kosztów kampanii, a datki rzadko kiedy pozwalają pokryć całość wydatków. Dlatego tak często kandydatami na prezydenta USA są milionerzy, jak choćby niedoszły kandydat republikanów Mitt Romney, który utopił w prawyborach 44 mln dol. Clinton musi teraz wynegocjować umorzenie wierzytelności lub znaleźć darczyńców, którzy pomogą jej spłacić długi.
Polityka
25.2008
(2659) z dnia 21.06.2008;
Flesz. Ludzie i wydarzenia;
s. 10