Kilkudniowy strajk kierowców kosztował hiszpańską gospodarkę ponad miliard euro. Transportowcy domagali się obniżenia podatków od paliw i ustalenia ceny minimalnej za swoje usługi. Rząd zaproponował ulgi podatkowe, nisko oprocentowane kredyty i możliwość indywidualnego negocjowania opłat za usługi. Podpisano porozumienie. Jednak zeszłotygodniowy chaos, kilkukilometrowe korki, brak paliwa i puste półki sklepowe, obudził wspomnienia. – Sytuacja zaczęła przypominać lata 70., kryzys paliwowy i przełom polityczny. U każdego dorosłego Hiszpana wspomnienia tamtych lat (przez wiele lat mieliśmy najwyższe bezrobocie w Europie) wywołują ogromny strach – przypomina historyk José Faraldo. Hiszpańska prasa od kilku tygodni pisze o tym, że kończy się boom gospodarczy, przypomina o niskim wskaźniku gospodarczym, rosnącym bezrobociu i blisko pięcioprocentowej inflacji. Hiszpanie już wcześniej narzekali na drożyznę. A teraz, w efekcie strajku, ceny jeszcze poszły w górę, w ciągu tygodnia artykuły spożywcze zdrożały średnio o 18 proc.