Joanna Solska, Paweł Tarnowski: – Ma pan za sobą pierwszą nieudaną próbę odwołania ze stanowiska. Powodem zgłoszonego przez opozycję wotum nieufności stała się pańska niechęć do obniżenia akcyzy na benzynę. Koalicja PO-PSL głosowanie ostatecznie wygrała. Więc może teraz ustąpicie i akcyza spadnie?
Jacek Rostowski: – W tej sprawie nic się nie zmieniło. To ewentualne 21 gr na litrze (bo tylko o tyle moglibyśmy obniżyć akcyzę) uszczupliłoby wpływy do budżetu o kilka miliardów złotych. Niestety, te pieniądze nie zostałyby w kieszeniach kierowców, lecz powiększyłyby marże firm paliwowych. Dlatego nadal uważam, że taki ruch nie ma sensu.
Jest pan uznanym w Europie angielskim naukowcem, ekonomistą. Obejmując w polskim rządzie tekę ministra finansów, zdecydował się pan także na rolę polityka. Dlaczego w ogóle przyjął pan tę pracę?
Dwa lata rządów PiS obserwowałem z perspektywy Londynu i Warszawy, bo często tu przecież przyjeżdżałem. To był dla Polski bardzo zły okres, najbardziej niebezpieczny od początku transformacji. W najgorszym przypadku mógł się nawet skończyć wykluczeniem Polski z Unii.
Przecież nie można jednostronnie pozbawić kraju członkostwa.
Ale można się rozejść za obopólną zgodą. Nie twierdzę, że PiS miało taką intencję, ale koalicja z LPR i Samoobroną wykonywała wiele ruchów, które mogły do tego doprowadzić. Więc skoro mnie premier poprosił, czułem, że mam obowiązek pracować nad tym, żeby ta sytuacja się nie powtórzyła.
Przyjął pan tekę z pobudek patriotycznych?
Przecież jestem Polakiem. Ale były też i inne powody. Bez wątpienia w ciągu ostatnich sześciu lat decyzje gospodarcze zostały skrajnie upolitycznione. Mam nadzieję to zmienić.