Archiwum Polityki

Bolek

Czy Lech Wałęsa w jakimś momencie swojego życia był informatorem SB? – Nie wiem. Ale przede wszystkim nic mnie to nie obchodzi. Jest Lech Wałęsa pomnikiem. Toteż brudna fala pomówień może tylko na śmiesznie nieistotną chwilę zmoczyć spiż, który wyschnie i nawet cokół nie zardzewieje. Lech Kaczyński, firmując jakieś podejrzane antywałęsowskie donosy, podcina tylko gałąź, na której sam siedzi. Istnieje otóż w demokracjach europejskich tradycja, iż wybrany wolą elektorów reprezentant powstrzymuje się od krytyki swoich poprzedników przez tenże elektorat w takich samych wolnych i powszechnych wyborach, wyniesionych na to samo stanowisko. Obrażając ich obraża bowiem ową większość głosujących, którzy w zgodzie ze swoim przekonaniem i sumieniem włożyli tę, a nie inną kartkę do urny. Nicolas Sarkozy ma zapewne na temat Jacquesa Chiraca, a tym bardziej Françoisa Mitterranda poglądy niezwykle krytyczne. Nigdy jednak nie daje im publicznie wyrazu. Szlachectwo zobowiązuje. Lech Kaczyński, opluwając Lecha Wałęsę, godzi się implicite, że sam będzie opluwany. Skoro rozgrzeszenie jest dane, któż by nie skorzystał.

Są to jednak wszystko sprawy drugorzędne. Najparszywszym „sukcesem” IPN i wolnych strzelców lustracyjnych jest ogłupienie części Polaków przez dokonanie zbitki pojęciowej, w której poplątane są niepewne dokumenty, trudne losy ludzkie i ludzi tych dzieła. Wszystko wymieszane z donosicielskim zapałem w wielkim garze, do którego można wrzucić cokolwiek, byle tylko paćka wyszła śmierdząca i brudna. Pierwszy przykład z rzędu: Andrzej Szczypiorski. Być może w pewnej chwili zgodził się, pod naciskiem, na jakąś formę współpracy z niegodnymi służbami. Jaki ma to jednak związek z jego bohaterską przeszłością żołnierza powstania warszawskiego, więźnia Sachsenhausen, a później jednego z architektów zbliżenia polsko-niemieckiego.

Polityka 25.2008 (2659) z dnia 21.06.2008; Stomma; s. 112
Reklama