Porwanie polskiego ambasadora w Jemenie sprowokowało – na krótko – dyskusję o sensie utrzymywania naszych placówek dyplomatycznych w miejscach tak odległych i zagadkowych. Szybko okazało się, że sprawa zahacza o tajemnicę państwową i dyskusję zakończono. Biedni konsumenci polskiej polityki zagranicznej mogli tylko pospekulować, jakie to żywotne interesy narodowe możemy mieć w Jemenie. Wczesną jesienią ubiegłego roku media podały, że Polska sprzedała temu najbiedniejszemu państwu na Półwyspie Arabskim 50 czołgów T-55, z których ponoć co najmniej 20 trafiło do Sudanu. A że Sudan objęty jest od pięciu lat sankcjami Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych za wspieranie terroryzmu, państwa zachodnie wyraziły wobec Polski konsternację. Znawcy problemu międzynarodowego handlu bronią nie mają złudzeń. Z Afryką Środkową i Wschodnią robią interesy rządy i firmy z wielu krajów z Europy Wschodniej i Azji. Bułgaria przyznała się do sprzedaży 140 czołgów T-55 do Etiopii i 80 do Etiopii i Ugandy. Afryka pełna jest nielegalnie kupionych czołgów, samolotów, broni maszynowej, najczęściej produkcji rosyjskiej. Nawet jeśli kontrakty zawierane są z państwem takim jak Jemen – nie figurującym na czarnej liście podejrzanych o terroryzm – to i tak prędzej czy później przynajmniej część sprzętu trafi w niepożądane ręce, gdzieś w rozdarty krwawymi konfliktami rejon Czarnego Lądu. Skoro tak, to obowiązkiem dostawców jest zadbać, na ile to tylko możliwe, by od ich strony kontrakt był poza podejrzeniem. Za wpadkę grozi bowiem kara retorsji i sankcji, a zwłaszcza utrata prestiżu.
Polska ma dziś 159 placówek dyplomatycznych: 92 ambasady, 9 przedstawicielstw przy organizacjach międzynarodowych, 42 konsulaty, 16 instytutów kultury. Stan zatrudnienia: 1171 pracowników etatowych, 738 ryczałtowych, 648 miejscowych (w kraju misji).