Archiwum Polityki

Iwona zracjonalizowana

[dla koneserów]

Inscenizację „Iwony, księżniczki Burgunda”, którą Tadeusz Bradecki przygotował gościnnie w Nowym w Poznaniu, można by w gruncie rzeczy czytać jako rodzaj repliki na głośny spektakl Grzegorza Jarzyny w krakowskim Starym. U Jarzyny wszystko opierało się na emocjach; metafizyczna siła miłości, którą dysponowała tytułowa bohaterka, pozwalała jej nawet po śmierci lewitować nad ziemią. U Bradeckiego tylko w tle pojawiają się nadziemskie mgławice namalowane przez Jagnę Janicką; w centrum uwagi stoi racjonalna łamigłówka, mechanizm psychologicznej prowokacji, myślowy eksperyment rządzący się ścisłymi prawami logiki. Czy nie zbyt ścisłymi, wykluczającymi niedopowiedzenia? W takiej Iwonie, jaką pokazuje Bożena Borowska, nie ma wszak niczego niepokojącego: to zabiedzona, chorobliwie nieśmiała, brzydka dziewoja z nieruchomą twarzą. Aż dziw, że potrafi tak namieszać na królewskim dworze. Główna rola w spektaklu Bradeckiego przypada Filipowi. Mirosław Kropielnicki z szopą blond włosów nad orlim nosem jest tu rzeczywistym arystokratą: nie nadętym zgrywusem i nie bladą repliką Hamleta, lecz przenikliwym, bystrym eksperymentatorem, nieco nonszalanckim, biorącym jednak za swe pomysły pełną odpowiedzialność. On jest tu reprezentantem Gombrowiczowskiej myśli, wokół niego kręcą się wydarzenia. On też jedyny, niestety, wykracza w grze poza sztampę i stereotypy. Skłonność do szarż i łatwizn, widoczna w poznańskim Nowym teatrze na każdym niemal kroku, mocno obniża rangę tego nieporywającego lecz porządnego i przemyślanego przedstawienia. (js)

[dla każdego]
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]

Polityka 25.2000 (2250) z dnia 17.06.2000; Kultura; s. 51
Reklama