W Wiedniu nie ma slumsów. Nie widać też podziału na dzielnice ludzi mniej i bardziej zamożnych – wszędzie domy są dobrze utrzymane. Austria, w tym także Wiedeń, który jest i stolicą i zarazem jednym z dziewięciu landów, prowadzi od lat politykę łagodzenia różnic w poziomie życia, zwłaszcza różnic w warunkach mieszkaniowych. Także w renowacjach obowiązuje – według określenia urbanistki dr Michaeli Paal – zasada konewki: żadnej dzielnicy się nie faworyzuje, środki kierowane są w pierwszej kolejności na remonty i modernizację domów w najgorszym stanie.
Starych kamienic się nie wyburza, chociaż w Wiedniu też są domy substandardowe, bez łazienek, w.c., głównie czynszówki zbudowane dla robotników w drugiej połowie ubiegłego wieku. Przypada na nie 12 proc. wiedeńskich mieszkań. Odnowa takich domów nie zawsze jest opłacalna. W wielu krajach zastępuje się je raczej nowymi budynkami, często luksusowymi apartamentowcami, zwłaszcza jeśli przebudowuje się centralne dzielnice miast. Wymiana domów oznacza jednak także wymianę lokatorów, dotychczasowych na ogół nie stać na nowe czynsze. Głównie z tego powodu Wiedeń wybrał inne rozwiązanie: żadnych wyburzeń, wyłącznie renowacje.
Dużego wyboru zresztą nie było. Po latach rządów socjalistów lokatorzy mają w Austrii mocną ochronę prawną, niełatwo się ich pozbyć albo radykalnie podnieść czynsze. Śmiałe przebudowy kwartałów czy całych dzielnic – przeprowadzone np. w Paryżu – w Wiedniu nie wchodzą raczej w rachubę.
Renowacje też nie miałyby dużych szans, gdyby nie dopłaty z kasy miasta sięgające 70–80 proc. kosztów robót. – Od 1984 r., kiedy przyjęty został program wiedeńskiej łagodnej odnowy, do połowy ubiegłego roku dotacje na ten cel wyniosły około 36 mld szylingów – ocenia inżynier Peter Chlup z Dyrekcji Budowlanej Magistratu Wiednia.