Archiwum Polityki

„Nabrani”

Po lekturze Raportu (POLITYKA 20) mam ochotę dać ogłoszenie treści: „Nauczycielka podejmie każdą pracę, byle nie w szkole”. Powód? Dorośli, mający wpływ na uczniów, w tym rodzice. Jak przekonać młodych, żeby posługiwali się poprawnym i ładnym językiem, kiedy interlokutorzy „Polityki”, ludzie dorośli i wykształceni, bełkoczą w stylu: „działka na zadupiu”, „krzak kurdupel na pół metra”, „zajebiście”.

Jak przekonać uczniów, żeby nie palili papierosów i nie zażywali narkotyków, kiedy Jacek (32 lata, urzędnik państwowy) mówi: „Myślę o momencie, kiedy mój sześcioletni syn podrośnie i za ileś tam lat będę mógł sobie z nim przypalić”. Jestem matką piętnastolatka, więc wiem, że „śmiechawa z własnym dzieckiem” to rzeczywiście jest to, ale w sensie chichotu z dowcipów, filmów czy sytuacji, a nie po marihuanie. Ten człowiek cieszy się na myśl, że dzięki niemu jego syn zrobi pierwszy krok, jeżeli nie do śmierci, to do „zeszmacenia”.

Jak nauczyciele mają wyczuć u paru setek uczniów to, czego rodzice nie zauważają nieraz u jedynaków? (...) Robert mówi o narkotykach: „Nieraz mnie zatrzymywali (policjanci – przyp. red.). Nigdy niczego nie wyczuli”. Wcześniej była mowa o pobraniu krwi, której badanie też niczego nie wykazało. Piotr (o rodzicach): „Przez cały czas niczego nie wyczuli”.

Co badać, skoro analiza krwi to za mało? Może po prostu pójść tylko krok dalej niż władze oświatowe, które zezwalają pełnoletnim uczniom na samodzielne usprawiedliwienie nieobecności (pełnoletnim nauczycielom tego oczywiście nie wolno): Niech każdy uczeń od lat siedmiu otrzyma prawo do napisania: „Uprzejmie proszę o usprawiedliwienie.

Polityka 25.2000 (2250) z dnia 17.06.2000; Listy; s. 74
Reklama