Z tego co mówią prawicowi kandydaci, co zawarli w swoich programach, można wywnioskować, jak oceniają oni swoje elektoraty, ale także – jak postrzegają cały kraj, nastroje społeczne. Otóż jest to wizja raczej zatrważająca. Deklaracje ideowe kandydatów zawierają stałe elementy gry, których politycy wydają się być zakładnikami. Ich poglądy są w istocie takie same, inaczej jest tylko ustawione pokrętło radykalizmu.
Do nieprzejednanych przeciwników całego dorobku pierwszej dekady polskiej demokracji należą Jan Łopuszański i Tadeusz Wilecki. Lider Porozumienia Polskiego nie chce naszego kraju w Unii Europejskiej, żąda wstrzymania prywatyzacji i upaństwowienia banków. Twierdzi, że wiele instytucji wymknęło się z polskich rąk i trzeba temu zaradzić.
Generał Wilecki sytuację w państwie określa w mocnych żołnierskich słowach: zmieniają się rządy i koalicje, a degradacja Polski trwa. Dostrzega generał pewne „zjawiska pozytywne”, ale tego wątku nie rozwija. Postuluje wprowadzenie polityki narodowej, która spowoduje zachowanie polskiej własności w gospodarce. Nieprzejednani mają jeszcze jedną wspólną cechę – chcą zasadniczego wzmocnienia władzy prezydenckiej.
Kraj moralnie niedopuszczalny
Nieco łagodniejszym krytykiem polskich przemian jest Dariusz Grabowski, popierany przez KPN-Ojczyzna, który chce uchodzić za prawie niezależnego eksperta. Łaskawie postuluje, aby o wstąpieniu do Unii Europejskiej naród zdecydował w referendum, ale po „uczciwym poinformowaniu” o pozytywnych i negatywnych efektach akcesu. Grabowski odrzuca liberalną doktrynę ekonomiczną, zamiast niej proponuje „koncepcję prospołeczną”. Chce także polskiej własności w gospodarce oraz – i to szczególnie podkreśla – w mediach.