Archiwum Polityki

Patriota

[dla najbardziej wytrwałych]

Kolejny, po „Gladiatorze”, wielki tytuł tego lata. W Stanach Zjednoczonych premiera odbyła się 4 lipca, w Dniu Niepodległości, który tego roku wypadł we wtorek, a więc uczyniono wyjątek od reguły nakazującej wprowadzanie nowości w weekendy. Film budził wielkie oczekiwania, po pierwsze ze względu na temat. Amerykańska wojna o niepodległość (1778–1783), od dawna w kinie niepokazywana, została tutaj odtworzona z ogromnym pietyzmem. Informacje o realizacji filmu czyta się jak historyczne zapiski kwatermistrza: zadbano o każdy szczegół broni i umundurowania, z guzikami włącznie (wykonano ich 83 900). Atutem filmu miał być również Mel Gibson, jeden z najpopularniejszych aktorów współczesnego kina, mający na koncie występy zarówno w filmach akcji („Zabójcza broń”), jak i w obrazach historycznych („Braveheart”). Gra Benjamina Martina, wojownika w stanie spoczynku, który osiadł na roli i po śmierci żony samodzielnie niańczy stadko dzieci w różnym wieku. Kiedy inni rwą się do walki z Brytyjczykami, on zostaje w domu, lekceważąc patriotyczne hasła. Ale wkrótce wojna upomni się o niego. Doznawszy strasznych krzywd ze strony Brytyjczyków, zmieni zdanie i niczym legendarny rzymski Cyncynat rzuci pług, by chwycić za miecz, w tym wypadku jest to siekierka bojowa, którą posługuje się z wielką biegłością. Organizuje partyzantkę, która daje się we znaki Anglikom przyzwyczajonym do prowadzenia klasycznych bitew. Ci w rewanżu zmieniają metody walki na mniej szlachetne, np. palą kościół wraz z wiernymi. Londyn natychmiast zaprotestował, zresztą chyba słusznie, ponieważ historycy nie potwierdzają, by w czasie tamtej wojny Brytyjczycy stosowali takie, wręcz esesmańskie, metody.

Polityka 32.2000 (2257) z dnia 05.08.2000; Kultura; s. 42
Reklama