Archiwum Polityki

Studium szaleństwa

[lektura obowiązkowa]

Janet Frame: Twarze w wodzie. Tłumaczył Paweł Laskowski. Wydawnictwo Zysk i S-ka. Poznań 2000, s. 213.

Janet Frame pochodzi z Nowej Zelandii. W Polsce jej nazwisko możemy znać chociażby z afiszów filmowych. Wyświetlany u nas kilka lat temu film Jane Campion pt. „Anioł przy moim stole” jest ekranizacją drugiego tomu autobiografii Janet Frame.

Literackich antenatów powieści „Twarze w wodzie” należałoby szukać w twórczości amerykańskich beatników z lat 60. Podobnie jak oni pisarka zafascynowana jest chorobą psychiczną, która niekoniecznie musi oznaczać stan patologiczny, czyli gorszy od stanu zdrowia psychicznego. Być może choroba to tylko większa wrażliwość, nieco szerzej uchylone wrota percepcji. Podobnie widzi tę kwestię Allan Ginsberg, a zwłaszcza Ken Kessey. Ale „Twarze w wodzie” nie są feministyczną wersją „Lotu nad kukułczym gniazdem”. Nie interesują bowiem autorki analizy polityczno-socjologiczne ani diagnoza stanu świadomości społecznej. Świat przedstawiony w powieści prawie w całości zamyka się w granicach domu dla obłąkanych, poza którym Istina Mavet – główna bohaterka – nie potrafi żyć. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, dzięki czemu poznajemy świat i świadomość osoby zaburzonej od wewnątrz. Okazuje się, że świat ten nie różni się jakoś specjalnie od tego, który jest dostępny naszemu codziennemu doświadczeniu poza tym, że jest znacznie barwniejszy i bogatszy – zbyt bogaty. Rzeczywistość hipnotyzuje swoim pięknem i złożonością. Coś podobnego musiał odczuwać jeden z bohaterów „American Beauty”, Ricky, opętany manią filmowania, skoro mawiał: „Dookoła siebie widzę tyle piękna, że czasami boję się, że moje serce tego nie wytrzyma i pęknie”.

Polityka 32.2000 (2257) z dnia 05.08.2000; Kultura; s. 54
Reklama