Archiwum Polityki

Pożarty przez Brazylię

Dziś już mało kto pamięta, że w latach 60. ubiegłego wieku kino brazylijskie było potęgą, a czołowych reżyserów znano i podziwiano w świecie niemal tak samo jak tamtejszych piłkarzy. Filmy zaliczane do cinema novo, takie jak „Antonio das Mortes” Glaubera Rochy, „Susza” Pereiry Dos Santosa, „Karabiny” Ruya Guerry czy „Macunaima” Joaquina Pedro de Andrade zdobywały nagrody na festiwalach, ale jednocześnie zachwycały widzów – także w Polsce. Mamy właśnie okazję przypomnieć sobie ostatni z wymienionych tytułów, film, o którym pisano, iż jest farsą o „Brazylijczyku pożartym przez Brazylię”. Macunaima to postać z indiańskiej legendy, potraktowanej przez reżysera swobodnie i z humorem. Opowieść zaczyna się od narodzin bohatera, nie jest on jednak dzieckiem, lecz od razu dorosłym i mało urodziwym Murzynem (pomijając szczegół, że matka przypomina ojca). Dzieciństwo spędza w amazońskiej puszczy, a następnie, zmieniwszy w cudowny sposób kolor skóry na biały, udaje się do miasta wraz z dwoma braćmi, gdzie przeżyje mnóstwo przygód. Ma romans z bojowniczką-terrorystką, prowadzi wojnę z bogaczem-ludożercą itp., a cały czas zachowuje się, jakby był w dżungli. Do której ostatecznie wróci, ale nie będzie to powrót fortunny. W 1969 r., kiedy „Macunaima” powstał, traktowano go jako metaforyczną opowieść o Brazylii poszukującej kulturowej tożsamości. Dziś to już tylko cenna ciekawostka z kina starych filmów.

Z.P.

Polityka 17.2008 (2651) z dnia 26.04.2008; Kultura; s. 58
Reklama