Archiwum Polityki

Banały na moście

Nową dyrekcję w warszawskim Teatrze Dramatycznym otwiera zaadaptowana przez Agnieszkę Glińską powieść Paula Austera „Lulu na moście”. Izzy – saksofonista jazzowy, buc i egoista, zostaje postrzelony. Gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią znajduje magiczny kamień, dzięki któremu poznaje kelnerkę z ambicjami aktorskimi, z wzajemnością się w niej zakochuje i pomaga jej zdobyć rolę Lulu w filmie produkowanym przez narzeczonego swojej byłej żony. Kiedy ona wyjedzie grać, on będzie zdawać tajemniczemu mężczyźnie w prochowcu rachunek ze swego życia, nie przybędzie więc na plan, wskutek czego zrozpaczona dziewczyna popełni samobójstwo, a on umrze... Czegoś takiego właściwie nie da się obronić, co jednak nie usprawiedliwia braku oryginalnych pomysłów inscenizacyjnych. Przedstawienie wygląda jak kopia wystawionego kilka miesięcy temu po sąsiedzku w Teatrze Studio „Hollyday”: plastikowo-neonowa scenografia, śpiewane na żywo piosenki i aktorzy znani z dużego ekranu w rolach głównych. Marcin Dorociński i Patrycja Soliman, para z „Ogrodu Luizy” Macieja Wojtyszki, nie mieli szans sensownie zagrać ról składających się z kwestii, których nie powstydziliby się twórcy naszych komedii romantycznych: Czym sobie na ciebie zasłużyłem? Jesteś prawdziwy czy sobie ciebie wymyśliłam? Dlaczego Glińska, której nawet ostatnie spektakle dla dzieci były o kilkanaście pięter dojrzalsze niż „Lulu”, postanowiła wystawić grafomanię Austera? I dlaczego dyrektor Miśkiewicz ten wybór zaakceptował?

Aneta Kyzioł

Polityka 26.2008 (2660) z dnia 28.06.2008; Kultura; s. 59
Reklama