Za moich lat licealnych (1950–1953) trylogia Sienkiewicza była lekturą obowiązkową. A my wszyscy młodziaki, świeżo po wojnie i powstaniu, bardzo się nią zachwycaliśmy i rozumieliśmy wszystko. Gdy z bohaterów trylogii mieliśmy wybrać sobie partnera na górską wycieczkę, każdy z nas chciał iść na Giewont z Kmicicem. Dziś czytam o tym, że najbogatszy Polak blisko 30 lat temu, jako osiemnastolatek, współpracował z esbecją i widzę z tych opisów, że wlazł w ten pasztet trochę jak Kmicic w Janusza Radziwiłła.
Polityka
28.2008
(2662) z dnia 12.07.2008;
Tym;
s. 94