Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Patrioty

Za moich lat licealnych (1950–1953) trylogia Sienkiewicza była lekturą obowiązkową. A my wszyscy młodziaki, świeżo po wojnie i powstaniu, bardzo się nią zachwycaliśmy i rozumieliśmy wszystko. Gdy z bohaterów trylogii mieliśmy wybrać sobie partnera na górską wycieczkę, każdy z nas chciał iść na Giewont z Kmicicem. Dziś czytam o tym, że najbogatszy Polak blisko 30 lat temu, jako osiemnastolatek, współpracował z esbecją i widzę z tych opisów, że wlazł w ten pasztet trochę jak Kmicic w Janusza Radziwiłła. Nie znam człowieka, a sprawę znam z gazet, ale z lektury znam Andrzeja Kmicica i wiem, że gdyby doczekał naszych czasów, dopiero by dostał popalić od IPN. Oczywiście dla dobra Rzeczpospolitej. Tej Rzeczpospolitej, o której wciąż sennie plotą Jan Olszewski, Antoni Macierewicz, Janusz Kurtyka i inni taktyczno-teczkowi kochankowie ubeckich podrobów jarskich.

A teraz: amerykańska tarcza antyrakietowa (nazwę ją ATA) i traktat lizboński (TL). Prezydent mówi: ATA – tak, TL – nie! Będziemy umierać za Irlandię. A na to premier: musimy mieć amerykańskie Patrioty do obrony! Bo co z nami będzie, jeśli za ATA terroryści nas zbombardują? W odpowiedzi słyszy głos Michała Kamińskiego: amerykańskie Patrioty? Pan prezydent jest największym polskim Patriotą, a jego brat jeszcze większym. A są jeszcze takie patriotyczne PiStolety jak Gosiewski, Kurski, Putra i ja… – uśmiecha się dobrotliwie na całą szerokość dwóch telewizorów prezydencki minister. I dodaje, że nie po to pan prezydent wywalczył traktat lizboński, aby go teraz jeszcze podpisywać. A my tak słuchamy i patrzymy na pana ministra, który jest odpowiedzialny za poprawianie wizerunku prezydenta, i co widzimy?

Polityka 28.2008 (2662) z dnia 12.07.2008; Tym; s. 94
Reklama