Archiwum Polityki

Wyjątkowe okoliczności

Jak naczelnik urzędu skarbowego wraz z prokuratorem ujawnili wielką aferęi jak przy tej okazji jedni stracili, a inni zyskali.

Przed Sądem Rejonowym Kraków Nowa Huta toczy się proces tzw. szajki Polmozbytu. Na ławie oskarżonych zasiada dziesięć osób: byli prezesi spółki, członkowie zarządu i rady nadzorczej (sześć osób wcześniej dobrowolnie poddało się karze, wszyscy dostali niskie wyroki w zawieszeniu). Według prokuratora, manipulując wartością akcji, raz zawyżając ich cenę, raz zaniżając, a pieniądze umieszczając na kontach innych spółek, doprowadzili do wielomilionowych strat. Ten proceder miał trwać od lat 90., kiedy Polmozbyt Kraków sprywatyzowano. Najpierw był zarządzany przez NFI Magna Polonia, potem przekształcono go w spółkę akcyjną, w której Skarb Państwa zachował ok. 15 proc. akcji.

Linia obrony ma wykazać, że prokurator nie rozumie mechanizmów gospodarczych. W gruncie rzeczy akt oskarżenia w tej sprawie podważa zasadę i sens prywatyzowania za pośrednictwem Narodowych Funduszy Inwestycyjnych. Oskarżeni twierdzą, że działali w granicach prawa, że próbowali ratować upadający Polmozbyt, przeprowadzali jego restrukturyzację. Zamierzali zastosować tzw. wykup menedżerski. Pieniędzy nie ukradli, kredyty spłacali, osobistych nielegalnych korzyści nie odnieśli. Kto ma rację, rozstrzygnie sąd. Nas zainteresowały niecodzienne okoliczności towarzyszące tej sprawie.

Okoliczność I:
łapówka

W lutym 2003 r. Urząd Skarbowy Kraków Śródmieście wszczął w Polmozbycie kontrolę. Przeprowadzali ją inspektorzy, ale pod osobistym nadzorem naczelnika skarbówki Jerzego Jakielarza. Nie tylko instruował swoich podwładnych, czego mają szukać, ale też odbierał dokumentację Polmozbytu i ją analizował. To zaangażowanie naczelnika wykraczało poza stosowane zazwyczaj procedury, tym bardziej że spowodowane było – jak sam potem wyjaśniał – wyłącznie „problemami z terminowym regulowaniem przez tę spółkę zobowiązań podatkowych”.

Polityka 40.2008 (2674) z dnia 04.10.2008; Kraj; s. 36
Reklama