Archiwum Polityki

Kapelusze

Wiele, wiele lat temu pojawił się w królewskim Krakowie młody człowiek, którego okrzyknięto nadzieją polityki polskiej. Młodzieniec nasz nosił wykwintne kapelusze, chętnie i ze swadą cytował greckich filozofów oraz głosił konieczność powołania do życia w Trzeciej Rzeczpospolitej partii mieszczańskiej. Że jednak w poprzednich Rzeczachpospolitych mieszczanami bywali przeważnie Niemcy i Żydzi, których nadmiernie nie ukochał, wstąpił na razie do partii intelektualnej.

Flirt ten nie potrwał wprawdzie zbyt długo, ale przyniósł mu pozycję i apanaże. Jeszcze większy rozgłos i popularność medialną tej miary, że czytelniczki jednego z pism kobiecych wybrały go najponętniejszym mężczyzną roku, dało mu niezłomne i nieustraszone śledzenie protektorów Lwa Rywina. Któż go nie podziwiał w tej roli: wzrok twardy, słowo jasne i bezkompromisowe, pryncypialność z pierwszorzędnego kruszcu.

Kolejną chwilę chwały przyniosła mu chęć oddania życia za Niceę. Nicea jest to miasto w odległej Francji. Niejeden z nas nie potrafiłby umrzeć nawet za Poznań albo Starogard Gdański, on śmiało chciał rzucić swój młody byt na szalę nawet w tak odległej sprawie, skoro wymagały tego imponderabilia i efekt. Cóż dziwnego, że już był w ogródku, już witał się z gąską. Już się proklamował przyszłym „premierem z Krakowa”... Byłby nim pewnie został, gdyby nie pewien problem. Młodzieniec nasz otóż pojmował zawsze politykę w kategoriach manipulacji i spisku. To stąd niestety i pogoń za „pełnomocnikami Rywina”, i patetyczny sprzeciw wobec ciemnych sił chcących skorygować traktat nicejski, i zmiany partii, i wolty personalne. Tyle że kto uważa manipulację za motor świata, ma naturalną ochotę samemu z takiego motoru skorzystać.

Polityka 40.2008 (2674) z dnia 04.10.2008; Stomma; s. 113
Reklama