Amerykańska Izba Reprezentantów przyjęła w piątek uszminkowaną wersję planu Paulsona, który odrzuciła zaledwie 4 dni wcześniej. Przyjęcie planu przyniosło ulgę, ale trudno mówić o poprawie nastrojów. Według ekonomistów, plan, choć potrzebny, nie rozwiązuje źródłowego problemu, jakim jest spadek cen domów w USA i trudności rosnącej grupy kredytobiorców, niezdolnych do spłaty swoich zobowiązań. Sytuacja jest tym poważniejsza, że oznaki kryzysu widać w realnej gospodarce. We wrześniu przybyło w USA 159 tys. bezrobotnych, co stanowi największy skok bezrobocia od 2003 r. i wyraźny sygnał spowolnienia gospodarczego. Wypatrywana w Stanach recesja na dobre zawitała już do Europy – Francja jako drugi kraj po Irlandii oficjalnie ogłosiła, że jej PKB zaczyna się kurczyć. Niezbyt powiodła się inicjatywa Nicolasa Sarkozy’ego, by Unia stworzyła własny odpowiednik planu Paulsona – zwołany pośpiesznie szczyt europejskich państw grupy G8 w Paryżu zawiesił co prawda unijne limity deficytów budżetowych, ale wiele państw UE i tak ich nie przestrzegało. Europejskie i amerykańskie banki prześladuje tymczasem coraz dotkliwszy brak płynności na rynkach kapitałowych. Mimo planu Paulsona, serii państwowych przejęć bankowych i podniesienia gwarancji depozytowych w kilku krajach, brak zaufania między bankami jest tak głęboki, że nawet największe instytucje mają trudności z pożyczaniem pieniędzy.
Artykuł o amerykańskim kryzysie finansowym s. 12.